poniedziałek, 31 grudnia 2018

Życie trzeba przeżyć, a nie przesiedzieć w poczekalni.

Natasza Socha

I rok dobiega końca, miały być podsumowanie 2018 roku, ale życie pisze własne scenariusze i ten post ukaże się na początku stycznia (mam ogromną nadzieję i obiecuje poprawę mojej systematyczności, bo niestety pod koniec roku zamiast się poprawić, pogorszyła się). Okazało się, że mam zaległy ostatni obiecany post z Hiszpanią i krótkim filmikiem ,więc dziś za niego się zabieram i w nowy rok wejdę z nową kartą i będę na bieżąco, obiecuję ! :)

Powinnam już spać, bo jutro z rana czeka nas pobudka, gdyż wyjeżdżamy w góry na parę dni jak i również na Sylwestra, ale dostałam kopa motywacji i chcę napisać i zakończyć moją serię postów o Hiszpanii, bo nie lubię odpuszczać i późno, bo późno, ale biorę się w garść. Co do wyjazdu to wszystko spakowane, sałatka gyros zrobiona, chleb piecze się w maszynie, więc rano będzie świeży i chrupiący, miejsca, które odwiedzimy zaplanowane i będziemy się relaksować. I nasza 'górska tradycja' będzie już kontynuowana 3 rok, bo ładnie się składa, że na Sylwestra i dwa dni stycznia spędzamy w górach, tylko co roku w innych, a w tym roku będzie wyjątkowo, bo jedziemy tylko sami. Jestem bardzo szczęśliwa, bo uwielbiam czas we dwoje i często śmieję się do Sebka, że najbardziej lubię jak razem tylko podróżujemy, bo mam go tylko dla siebie i w ogóle ławiej coś zaplanować, bo zwykle mamy te same preferencje co zwiedzamy i gdzie chcemy się zatrzymać, więc same plusy.

Na pewno będzie też detox od internetu mimo tego, że będziemy tam mieć wifi, ale wreszcie będziemy mieć dużo czasu, żeby wieczorami pograć w planszówki albo po prostu miło razem spędzić czas nie patrząc na godzinę ani się nie spiesząc do codziennych obowiązków. Na pewno będzie relacja z naszych gór i kto wie, może nawet uda mi się nakręcić jakieś filmiki. 

A tymczasem zostawiam Was ze słoneczną Hiszpanią wciąż październikową , mam wrażenie, że przed chwilą tam byliśmy, a już minęło ponad 2.5 miesiąca.








Klara

czwartek, 20 grudnia 2018

Bo życie składa się z wielu chwil, nie tylko z wakacji.

Agnieszka Lis

Jak to w życiu jest, że zawsze na coś czekamy. Mówimy byle do piątku, do wolnych dni, wakacji, do Świąt, a jak już się doczekamy to znów do czegoś odliczamy. Jak to jest, że nie potrafimy żyć z dnia na dzień, cieszyć się codziennością, doceniać małe rzeczy i być szczęśliwym każdego dnia, nie tylko wtedy jak jest piekna pogoda i mamy wolne. Wiadomo, jak mamy więcej czasu, to możemy odpocząć albo nadrobić sprawy, które odkładaliśmy. Czasami niestety łapię się ta myśleniu, kiedy przyjdzie ten czas, wycieczka, odpoczynek i chcę przyspieszyć czas, a jak to przeminie, to dopada mnie smutek, że tak szybko dobry czas się skończył. Cały czas nad tym pracuje, uwielbiam oczekiwać na zaplanowaną gdzieś wyprawę, ale nie chcę tracić czasu na myślenie, wyobrażanie sobie jak będzie, a potem coś nie tak pójdzie, a ja zostaje z wielkim rozczarowaniem. Chcę doceniać bardziej małe codzienne przyjemności, jak śniadanie z ukochanym (wreszcie mamy okazję jeść razem, bo wychodzimy z domu o podobnych godzinach), zachwycać się ciepłą aromatyczną herbatką, czerpać przyjemność i dużo zabawy podczas gry w piłkarzyki, gdzie gramy praktycznie codziennie i zawsze są emocje. 

I moje małe postanowienie na te ostatnie dni grudnia to zwolnić, zamiast narzekać, że nie ma śniegu chcę doceniać to, że jest w miarę ciepło i każdego dnia niebo z rana zachwyca różnymi kolorami i codziennie jest wyjątkowe. Nie chcę już uzależniać swojego samopoczucia od pogody, co prawda zdarza mi się to rzadko, że deszcz mnie dołuje albo szara pogoda zmienia mój nastrój, ale od czasu do czasu niestety cos takiego mnie łapie. 

Dalsza część naszej wycieczki do Edynburga, ale tym razem piękny park, wodospad i wiewiórka, która myślała, że Sebek coś dla niej ma.







Klara

piątek, 14 grudnia 2018

Mówi się czasem,że życie mierzy się w dniach i miesiącach, ale doświadcza sie go w chwilach.

Brian Tracy 

Dzisiaj był najlepszy dzień w moim życiu collegowym mianowicie poczułam, że należę do klasy, a nie tylko jestem dodatkiem, który tylko słucha, ale się nie odzywa, Zazynając od początku. Mieliśmy pracę w parach i jak tylko usłyszałam, że we dwie osoby robimy zadanie, to zaczęłam się stresować, bo oznacza to, że muszę mówić, wiadomo jak są większe grupki, to najbardziej rozgadane osoby się udzielają, chyba, że coś mnie zapytaja to odpowiadam, ale tak to milczę. Ale jak tylko dostaliśmy zdania, które musimy przerobić i koleżanka bezradnie oznajmiła, że niestety nie wie jak to zacząć to musiałam wyjść ze swojej strefy komfortu i mówić pomysły jakie mi przychodziły do głowy. Na szczęście ładnie podzieliłyśmy się zadaniami, ona pisała, a ja mówiłam i jak przyszło jej coś do głowy to też się tym dzieliła, więc nie wiadomo kiedy pierwsze wszystko skończyłyśmy. Wykładowczyni była pod wrażeniem i śmiała się, że jesteśmy za dobre i następnym razem nas rozdzieli, bo za szybko robimy wszystko, tak samo jak w tamtym tygodniu pierwsze skończyłyśmy prezentacje na lekcji. Koleżanka oznajmiła przy całej klasie, że chce być ze mną w grupie w środę, jak będziemy robić różne grupowe zadania. I powiem Wam, że o mało nie rozpłakałam się ze szczęścia. A najciekawsze jest, to że zawsze siedzimy w zupełnie innych miejscach, ja na jednym końcu sali ona na drugim, więc tak naprawdę nie miałyśmy jeszcze możliwości pracować razem w grupie zbyt wiele razy, a tu takie miłe zaskoczenie jak się dobrze zgrałyśmy.

Może dla niektórych ta sytuacja może się wydawać normalna, ale dla mnie introwertyka, który zawsze wolał pracować samemu niż z innymi jest przełomem. Niektórzy mogą pomyśleć, że to normalne, bo mieszkam w innym kraju, mówie w innym języku i to pewnie dlatego, ale nawet mieszkając w Polsce nie lubiłam się udzielać na lekcji, wolałam powiedzieć koleżance z ławki odpowiedź jeśli wiedziałam, niż mówić przy wszystkich. Teraz wiem, że bałam się odrzucenia, bałam się, że inni mnie wyśmieją,że to coś innego , więc przyjełam postawę nie odzywania się, ale teraz powoli się tego wyzbywam, krok po kroku zaczynam odpowiadać na pytania, jak wykładowca się coś pyta klasy. Przede mną jeszcze długa droga, ale jak to mówią pierwsze kroki za płoty. Każdego dnia możemy się coś nowego nauczyć albo wyjść ze swojej strefy komfortu.

W niedzielę jak wiecie, byliśmy nad morzem i przypadkowo znaleźliśmym połączoną wyspę do której można dojść jak jest odpływ, bylismy wczesnym popoudniem i jeszcze sporo ludzi szło na wyspę, ale jakoś w połowie drogi podszedł do nas pan, żebyśmy uważali bo nadciąga fala i zbliża się przypływ. Pierwszą myślą Sebka było słowo 'zawracamy', to on w naszym małżeństwie jest tą osobą, która jest ostrożna, woli być wcześniej na lotnisku niż na styk , ale na szczęście ty razem wygrałam i na wyspę doszliśmy na chwilę bo chwilę, ale udało się wejść na jedno wzgórze, ale jak wracaliśmy to poziom wody bardzo się podnosił, więc gdybyśmy tam zostali jakieś poł godziny dłużej to trzeba by dzwonić na pomoc , bo nie ma innej drogi żeby się wydostać, więc pewnie ktoś musiałby przepłynąc jakimś małym statkiem.








Klara

niedziela, 9 grudnia 2018

Żyj chwilą; wszak życie to w gruncie rzeczy zbiór momentów..

Trent Woodard

Czasami życie pisze nam zupełnie inne scenariusze niż my mamy wyobrażenie. Coś sobie zaplanowaliśmy w głowie, a los płata nam figle i sprawia, że wszystko wychodzi na odwrót. Kupione churros na świątecznym jarmarku nie dość, że były białe i niedopieczone, to jeszcze były strasznie tłuste niestety zupełnie nie warte swojej ceny, jakbyśmy wiedzieli, że takie się trafią to byśmy wzieli jedną porcję zamiast dwóch. Zdjęcie w kuli ze śniegiem, nie dość, że dostaliśmy zbyt ciemne przez co będę musiała je przerobić to w dodatku wyglądamy 10 lat starzej, bo światło tak na nas padało, że zrobiły się nam czarne wory pod oczami. A miał być taki idealny dzień wczoraj, a niestety wyszła katastrofa. Humorki trochę nam poleciały, ale na szczęście wieczorem wpadliśmy na pomysł, że kolejnego dnia jedziemy na wycieczkę więc mieliśmy powód do radości.

Rano dobrze się wyspaliśmy, a po południu pojechaliśmy do Edynburga stolicy Szkocji. Udało nam się być nad morzem północnym i przejść na wyspę, którą kilka lat szukałam, bo ktoś o niej mi powiedział, ale nigdzie nie mogłam jej znaleźć bo zapomniałam nazwy oraz miejsca, a tu przypadkowo dzisiaj się tam znaleźliśmy więc byłan bardzo szczęśliwa i zaskoczona. Na pewno napisze o niej więcej w następnym poście. Zobaczyliśmy ogród botaniczny, który pomimo tego, że jest jesień i nie ma zbyt wielu kwiatów wciąż zachwyca, bo wyglądał bardzo świątecznie i zobaczyliśmy pięknie ustrojony i klimatyczny sklepik.






Klara

piątek, 7 grudnia 2018

Nigdy nie jest za późno, żeby przestać marnować swoje życie.

Liz Rosenberg

Tydzień, który miał się okazać dla nas luźniejszym, z dodatkowymi godzinami czasu niestety okazał się bardzo pracowitym. Na szczeście wszystko co chcieliśmy zrobić, udało się zrealizować więc jest jakiś plus. Miałam wrażenie, że ciągle próbujemy wyprzedzić czas, żeby móc trochę się zrelaksować i coś razem porobić. Mam nadzieję, że wekeend będzie spokojniejszy.

W niedzielę mieliśmy nieprzyjemną sytuację, bo mieliśmy się spotkać z moją koleżanka po południu, ale ciągle przestawiała godziny, więc my próbowaliśmy się do tego dostosować i stworzyliśmy plan dnia. Z rana pojechaliśmy do Ikei, bo chciałam kupić jakieś ozdoby świąteczne, ale zamiast tego wyszłam ze świeczką i różową doniczką, bo niestety nic ciekawego nie było. A w międzyczasie Ania do mnie dzwoniła i napisała, że chce przełożyć godzinę spotkania na wieczór, ale nie napisała na którą godzinę dokładnie, więc odpisałam, że niestety nie damy radę, bo jedziemy do kościoła i może innym razem się spotkamy. A tu godzinę przed naszym wyjściem koleżanka mi pisze, że wróciła już z zakupów i możemy do niej przyjść. I od razu nasunęła mi się myśl, jak to ludzie nie szanują naszego czasu. Nie zrozumcie mnie źle, lubię Anię, ale wszystko ma granice. Myślę, że jak ktoś proponuje spotkanie, godzinę to powinnien się tego trzymać, a jak wypadną jakieś plany, to pisać od razu a nie odwoływać godzinę przed, a potem jakby niby nic pisać, że wieczorem jest wolna i możemy przyjechać, jakbyśmy nie mieli co robić tylko czekać na telefon. Jeszcze jakby taka akcja wydarzyła się pierwszy raz to okay, mogę starać się to zrozumieć, ale to niestety kolejny raz. 

Dzisiaj chcieliśmy z mężem wybrać się na jarmark świąteczny i hiszpańskie churros, bo przed naszym centrum handlowym rozłożyły się stragany, ale niestety przez to, że w Szkocji jest żółte zagrożenie silnymi wiatrami, dzisiaj się nie rozłożyli, mam nadzieję, że w weekend uda nam się tam być, bo chciałabym zjeść churros i porobić kilka zdjęć na bloga, żeby zrobić powoli świąteczną atmosferę, bo aktualnie cały czas mój blog żyje październikową Hiszpanią :)

A dziś kwiaty i roślinność Galicji uwielbiam takie miejsca, gdzie w większości krajów zawitała jesień, a w Hiszpanii wciąż kwitnąca wiosna.






Klara