piątek, 11 grudnia 2015

Czas nas goni, czy my gonimy czas?

 me

Ostatnio byłam świadkiem dość ciekawej sytuacji w sklepie. Zjeżdżam schodami ruchomymi i przede mną jest sporo osób, można powiedzieć, że schody są przepełnione. W pewnym momencie ktoś przepycha i zaczyna zbiegać i wymijać starsze osoby, które były bliżej dołu. Pierwsza moja myśl, pewnie ta dziewczyna się gdzieś śpieszy, a druga, to nieco irytacja, że bez przesady, ale te pół minuty na schodach ruchomych nic by ją nie zbawiły. Tym bardziej, że schody nie były puste, więc niepotrzebnie wywołała zamieszanie, bo ludzie nie wiedzieli co się dzieje i musieli się jeszcze bardziej ściskać, żeby jej zrobić miejsce.

Z roku na rok życie się staje coraz szybsze, nie ma czasu na czekanie, wiele rzeczy chce się przyspieszyć. Ale po co? Jaki jest w tym cel? Wszyscy za czymś gonią, ciągle narzekają na brak czasu, a dokopują sobie w zamian tego obowiązków. Często są nieszczęśliwi, bo nie mają dni wolnych, a jak mają to nie potrafią ich wykorzystać na odpoczynek, tylko na nadrabianie zaległości. I tak w koło Macieju. A gdyby tak zwolnić chociaż na kilka minut w ciągu dnia, po co wychodzić na styk jak można przejść się na przystanek spacerkiem, a nie biegnąć gonić autobus, wstać te 10 min wcześniej, napić się aromatycznej kawy lub ciepłej herbatki, jak kto woli, zjeść pożywne śniadanko i zacząć dzień spokojnie, a nie szybkim pędem.

Ostatnie moje tygodnie minęły w zbyt szybkim tempie, szczególnie od poniedziałku do czwartku działałam jak robot. Nigdzie nie mogłam się wyrobić, ciągle się spóźniałam, aż James zaczął mi liczyć minuty spóźnienia i w myślę, że w przeciągu dwóch tygodni zebrałam co najmniej 100 min albo trochę mniej. Na szczęście w miarę szybko się ogarnęłam i od środy byłam co najmniej 5 min przed czasem. Najciężej jest mi wstawać jak za oknem ciągle ciemno, a w łóżeczku cieplutko i milutko. Ale co nas nie zabije to nas wzmocni :)










































 

Klara

11 komentarzy:

  1. Bardzo ciekawa notka, skłania do faktycznej refleksji...
    Czas ucieka, a my go gonimy. Albo faktycznie on nas. Również uważam, że każdego dnia warto znaleźć chociaż chwilę dla siebie, kiedy nic nas ani my niczego nie musimy gonić. Pośpiech skutkuje bylejakością. Nie tylko spraw, jakie załatwiamy i rzeczy, jakie wykonujemy, ale bylejakością naszego życia. A ono jest po to, żeby się nim rozkoszować, powoli "przeżuwać" każdy jego kęs, cieszyć się jego smakiem, by móc się nim zachwycić.
    Pozdrawiam Cię i życzę więcej okazji do powolnego rozkoszowania się życiem :)

    OdpowiedzUsuń
  2. To ja jednak staram się mimo wszytko nie gonić. Ale też może dlatego, że wyznaję specyficzną filozofię życiową i pewne specyficzne wartości mną kierują. Jestem typem, który po prostu "zawsze ma czas", bo...po prostu żyje tu i teraz. Zamiast pędzić ku czemuś, co jeszcze nie należy do mnie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciekawe przemyślenia. W sumie zawsze staram się wszystko robić punktualnie, bardzo nie lubię gdy ktoś się spóźnia, więc sama również staram się tego przestrzegać. Oczywiście nic na siłę, tak jak ta dziewczyna z Twojego wpisu :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Niestety należę do osób, która nakłada sobie obowiązków. Przynajmniej w tym roku mam ich wyjątkowo dużo. Mimo wszystko i tak zrezygnowałam z paru rzeczy. Mi również to gonienie za wszystkim przeszkadza, choć z drugiej strony nie widzę innej możliwości.

    OdpowiedzUsuń
  5. Akurat o braku czasu i gonieniu tego czasu to ja sporo wiem, zwłaszcza z racji zawodu, który jest pracochłonny a wszyscy chcą mieć wszystko jak najszybciej.
    Ale moim zdaniem współczesny świat jednak wymusza na nas gonienie czasu, wymusza takie tempo i owszem da się znaleźć chwilę dla siebie, chwilę by się zatrzymać i nie gonić, ale takich chwil mamy mało.
    A jeśli chodzi o sytuację na ruchomych schodach - ja nie przepychałaby się w takim miejscu, nie robiłabym zamieszania ale zdarzało mi się np. biec do autobusu, bo zbyt późno wyszłam z pracy, a późno wyszłam z pracy bo było jej tyle, że ścigałam się z czasem by zdążyć i wszystko robiłam do ostatniego momentu i bywało, że o tym, że nie zdążyłam na autobus decydowało kilkanaście sekund.

    OdpowiedzUsuń
  6. Co do tych ruchomych schodów, to w większości państw i miejsc na świecie funkcjonuje taka zasada, że po prawej ludzie na schodach stoją, a po lewej chodzą. Wtedy nie ma żadnego przeciskania, a ten kto się spieszy, może sobie spokojnie biec :) W Polsce to w ogóle nie funkcjonuje, a szkoda. Ale pośpiech jest mi doskonale znany od paru miesięcy... w grudniu niestety wzmożony

    OdpowiedzUsuń
  7. Prawda jest taka, że życie płynie a my płyniemy razem z nim, czasem szybciej, czasem wolniej. Nie będę krytykować nikogo za pośpiech, bo ostatnimi czasy sama jestem niemiłosiernie zabiegana i też zdarzyło mi się biec po schodach ruchomych... Mam nadzieję, że tym samym nie wywołałam u nikogo podobnych niemiłych skojarzeń, ale wymagała tego ode mnie sytuacja :3 Najważniejsze jest to, żeby nie zatracić w tym całym pośpiechu tego, co najważniejsze! :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Warto się czasem zatrzymać :) Kapuściński napisał kiedyś, coś, co mocno zapadło mi w pamięć:

    "Kiedy się spieszysz, nic nie widzisz, nic nie przeżywasz, niczego nie doświadczasz, nie myślisz! Szybkie tempo wysusza najgłębsze warstwy twojej duszy, stępia twoją wrażliwość, wyjaławia cię i odczłowiecza".

    Spokojnych i wolnych przedświątecznych dni życzę! :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Mam takie same trudności wstawaniem :P z ciepłego łóżeczka.
    Ojjj czas tak pędzi, że ja też dlatego rzadko bloguje.
    Fajna ta bombeczka niebieska :)

    OdpowiedzUsuń
  10. ja zawsze chodzę po schodach ruchomych;p ale to po prostu niecierpliwośc, wolę chodzić niż stać w miejscu. Natomiast co do samego postu, to czasami warto się na chwilę zatrzymać. Niestety żyjemy w takich czasach, że nie dośc,że czas ucieka to my jeszcze go gonimy.
    Sandicious

    OdpowiedzUsuń
  11. Ani mi nie mów o tym wstawaniu... Właściwie to bardzo wpasowałaś się tym tematem w moje obecne życie. Z tym, że chwilowo jeszcze nie narzekam. Jeszcze mnie to wszystko cieszy. No i dorzuciłam sobie kolejny obowiązek, by po nim przyrzec sobie, że to ostatnie w co się angażuję. Bo gdzieś trzeba wyznaczyć ten zdrowy rozsądek. Poza tym póki co, zostawiam sobie wolne weekendy, więc jeszcze nie jest ze mną tak najgorzej. Coś czuję że styczeń będzie hardcorowym miesiącem ;)
    PS. Bajeczna ta bombka!

    OdpowiedzUsuń

Cieszę się,że jesteś. ;*
Zostaw po sobie ślad.
Za każdy komentarz bardzo dziękuje !